wtorek, 25 października 2011

"Nawiedzenie" czyli klasyka horroru z mackami w tle

Na pierwszy ogień raport z rozegranej przed około miesiącem sesji Zew Cthulhu. Może nie tyle raport, co małe podsumowanie i próba zrozumienia grywalności jednego ze scenariuszy dołączonych do podręcznika podstawowego. 

Udział wzięli:
  • Tom Louis (Wiktor), lekarz chirurg.
  • John Chesterfield (Rafał), wykładowca fizyki.
  • Martin Wolverhampton (Kuba), weteran pierwszej wojny światowej z amnezją ;)
Z tekstu poprzedzającego "Nawiedzenie" dowiadujemy się, że jest to przygoda, która od samego początku była dołączona do podręcznika głównego. Autorzy informują, że scenariusz ten rozegrało "więcej osób niż jakąkolwiek inną przygodę do Zew Cthulhu." Następnie zapewniają, że przygoda potrafi zaskakiwać. No OK. Przyznam, że kiepskie uzasadnienie. Gdzieś na jakimś forum spotkałem się z opinią, że autorzy po prostu idą na łatwiznę i nie chce im się wymyślać czegoś nowego. Wciąż to samo, od tylu lat. Też tak na początku pomyślałem. Z drugiej strony, skoro coś jest dobre (w opinii autorów) to po co to zmieniać? Postanowiłem to sprawdzić a z pomocą przybyli mi moi znajomi, wymienieni powyżej.



Mamy tutaj klasyczny scenariusz grozy. Motyw, w nim zawarty, znany jest z wielu filmów. Dom, w którym straszy. Dom, którego zagadkę mają rozwiązać nasi dzielni Badacze, na prośbę właściciela nawiedzonej nieruchomości. Autorzy przygotowują Strażnika Tajemnic w wszelkie informacje na temat przedmiotu zainteresowania. Począwszy od historii samej nieruchomości, jej właścicieli, najemców oraz ostatnich mieszkańców. Informację te, Badacze mogą uzyskać odwiedzając konkretne miejsca takie jak archiwum  miejscowej gazety, sądu, bibliotekę czy komendę główną policji. Scenariusz planowo kończy się konfrontacją ze źródłem całego zamieszania.

Mamy więc klasyczne śledztwo, zbieranie informacji, później trochę straszenia spadającymi przedmiotami z regałów i dziwnymi dźwiękami dobiegającymi z piętra. Na koniec walka i happy end. Proste, oklepane...i do dupy. Nic bardziej mylnego.... Po rozegraniu tego scenariusza zgadzam się w 100% z Ignacym Trzewiczkiem, który w jednym ze swoich almanachów zawarł tezę, jako by najprostsze fabuły są tymi, które bardzo często okazują się być najlepszymi. Piszę to z pełną świadomością.

Scenariusz sprawdził się świetnie. Mimo swojej prostoty i przewidywalności prowadziło mi się znakomicie. Sadząc po zadowolonych minach graczy, Ci również bawili się doskonale. Od samego początku wiedzieli, o co chodzi. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły im, że z tym domem faktycznie coś jest nie tak. Wiedzieli, że jak tam wejdą to istnieje duże prawdopodobieństwo, że już nie wyjdą. Od samego początku na twarzach towarzyszyły im uśmieszki mówiące, że kupują  fabułę z całych dobrodziejstwem inwentarza ;)

Mamy wszystko, co najfajniejsze i najciekawsze w Zew Cthulhu. Jest śledztwo, zbieranie informacji, "liźnięcie" mitów Cthulhu, dużo niewiadomych, niedopowiedzeń. Badacze natrafiają na ślady działalności jakiegoś tajemniczego kultu. W ich ręce wpada jedna z bluźnierczych ksiąg. Na koniec mają okazję na własnej skórze  i umyśle odczuć moc mitów i zagrożenie, jakie ze sobą niosą.

Podsumowując. Scenariusz genialny w swej prostocie. Idealny dla początkujących Strażników Tajemnic, Badaczy i dla ludzi zaczynających poznawać Mitologię Cthulhu. Pomimo słabego wrażenia, jakie robi po przeczytaniu go w książce, naprawdę warto zagrać. Krótki, treściwy. Bardzo dobry do rozegrania na konwencie czy jako jednostrzał. Jestem pewien, że jak kiedyś przyjdzie mi grać z ludźmi, którzy zaczynają z Zew Cthulhu to na pierwszy ogień  pójdzie właśnie "Nawiedzenie". Polecam!




9 komentarze:

Wiktor pisze...

Uczynię sobie ten zaszczyt i umieszczę pierwszy komentarz na Twoim blogu. Pomysł bardzo dobry i ja z całą pewnością będę go odwiedzać, zwłaszcza po rozegranych sesjach by przeczytać jak to wyglądało z Twojej strony i oczywiście napiszę też coś od siebie.
Jako gracz, mogę tylko potwierdzić Twoje słowa. Fabuła przewidywalna, także wczuć się w postać, która nie wierzy w duchy, demony i inne tałatajstwo jest trochę trudno, bo z góry wiadomo, że dom jest opętany.
Z całą pewnością grywalność scenariusza w dużej mierze zależy od nastroju panującego na sesji oraz zaangażowania Strażnika Tajemnic (rozumiem, że jest to po prostu MG? :D) Ty wywiązałeś się ze swojego zadania doskonale. Opisanie i przedstawienie pułapek czyhających w ciemnych zakątkach domu mogło wywołać gęsią skórkę, a opis ostatecznej konfrontacji.. kwintesencja doskonałego prowadzenia gry.

Jako gracz, mam tylko jeden zarzut do tego scenariusza. Bardzo podobał mi się element szpiegowski, odwiedzanie poszczególnych miejsc, zbieranie kolejnych informacji, główkowanie "co robić dalej?". Zawiodłem się więc nieco, gdy pod koniec przygody okazało się, że to zbieranie informacji (które zajęło nam półtorej sesji) jest tak naprawdę zbędne, a ma na celu tylko zbudowanie takiej otoczki historycznej/fabularnej, ponieważ zebrane informacje nijak nie pomagają w rozwiązaniu problemu (chyba że jako Badacze nie zebraliśmy najważniejszych informacji, ale w to wątpie).

Mimo wszystko, cały scenariusz oraz dwie sesje na których go rozegraliśmy oceniam jak najbardziej pozytywnie, a scenariusz rozgrywany obecnie wydaję się być jeszcze lepszy :).

Pierwszy komentarz ciut przy długi, następnie się tak rozpisywać nie będę :D

Zielo pisze...

Pisz wszystko, co Ci tylko przyjdzie na myśl :) Każda uwaga jest cenna. Faktycznie z tym waszym wpływem na formę ostatecznej konfrontacji kiepsko trochę. Scenariusz tego też nie przewidywał. Może powinienem gdzieś tam wymyślić i przemycić informację, jak moglibyście wpłynąć na finał scenariusza, albo chociaż jak można by pozbyć się Corbitta bez walki. Cieszę się, że się podobało.

Zielo pisze...

Aha no i tak. Strażnik Tajemnic to w tym przypadku po prostu mistrz gry:)

Anonimowy pisze...

Hey :)

Ogółem rzecz biorąc - zajebisty pomysł z tym blogiem :). Podobnie jak napisał Wiktor, chętnie poczytam jak dana sesja wyglądała z Twojej perspektywy.

Jeśli natomiast chodzi o sam system.
Pierwszy scenariusz podobał mi się :). Był naprawdę fajny, drugi natomiast wydaje się jeszcze lepszy, w szczególności, że jest jeszcze więcej kombinowania :).Jak zapewne zauważyłeś, lubię niekonwencjonalne i zaskakujące działania (dziura w ścianie, granaty, zwijanie dywanu itp :)), stąd też podoba mi się ten scenariusz o tyle że on także wydaje się dość niekonwencjonalny. Rzecz jasna nie znam go jesczze całego, ale super by było gdyby możliwości jego rozwiązania było sporo, a niektóre mniejsze czy większe działania nasze, nasze decyzje, miały by swoje późniejsze daleko idące konsekwencje.

Na początek może tyle :)

Pozdrawiam :)

Zielo pisze...

Spoko. Na najbliższej sesji, w czwartek, powinien mieć miejsce wysyp wydarzeń, które będą następstwem tylko i wyłącznie waszych działań ;) No i zakończenie też powinno wam się spodobać, chyba :P

Ammon pisze...

Naprawdę fajnie, że zdecydowałeś się właśnie na ZC. Popróbuj poeksperymentować z muzyką na sesjach. Czekam na kolejne relacje :).

Powodzenia!

Wiktor pisze...

Do muzyki jako gracz nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Klimatyczna, odpowiednio umiejscowiona czasowo i potrafi wzbudzić dodatkowe emocje gdy zaraz ma się coś strasznego wydarzyć :D

Zielo pisze...

Co do muzyki Ammon to masz w niej swój udział :) Raczę graczy między innymi Bohren & Der Club Of Gore, który tak zachwalałeś. I przyznam, że ja również nie wyobrażam już sobie sesji Zew Cthulhu bez tego ;] A poza tym to oczywiście Jazz, jako że gramy w latach '20, a konkretniej '30 ;) plus kilka innych ambientowych zespołów np Desideri Marginis. Staram się dostosowywać oczywiście muzykę do sytuacji na sesji. Czasem jednak i mnie wydarzenia tak pochłaniają, że zdarza mi się zapomnieć. Ale to rzadko ;) Niebawem kolejne relacje, jak tylko czas pozwoli.

Anonimowy pisze...

54 year old Executive Secretary Tessa Linnock, hailing from Happy Valley-Goose Bay enjoys watching movies like Outsiders (Ceddo) and Scrapbooking. Took a trip to Brussels and drives a C70. moja odpowiedz

Prześlij komentarz